m. b. drozd
_
meditatio № 162 - ` A jeśli Boga nie ma?` - esej, cz. 2
część 2
▪
Na początku Bóg stworzył ... tylko co?
Określamy to jako „osobliwość”.
Skoro „Tam” było tak ‘rajsko’,
po cóż dobry Bóg począł stwarzać coś innego (gorszego)?
To nie ironia.
I tak oto pytań nie ma końca (na samym początku).
Mniejsza z tym.
Przez eksplozję „osobliwości”
ruszyła ewolucyjna ekspansja wszystkiego, co zaistniało.
Miliardokrotne dzieje materii aż do życia,
Życia świadomego!
W ewolucji jest niezwykła jubilerska precyzja
i fizykalna logika.
I jeszcze coś - niewiarygodny pęd do życia.
Dzięki Bogu.
Dzięki Bogu?
▪
Sto lat temu F. Nietzsche ogłosił śmierć Boga. Do czasów tego filozofa, który „uśmiercił” Stwórcę ateiści jakoś przemycali swe „niewierzące” poglądy i poniekąd mieli z tego satysfakcję. Lecz od momentu ogłoszenia śmierci Boga (przez Nietzsche’go), trudno znaleźć radosnych ateistów. Świat, w którym człowiek chciał być arbitrem i prawodawcą w kwestii dobra i zła – przerodził się w miejsce niekończącej się troski, udręki, a nawet lęku. Do dziś „śmierć Boga”, nieobecność Boga, stała się niegojącą się raną europejskiego ducha. Oświeceniowy antropocentryzm obalił Boga, ale w zamian nie dał nic.
Zanim stwierdzimy, ze „Bóg istnieje”, „Bóg nie istnieje”, lub zadamy pytanie „Czy Bóg istnieje?”, musimy operować jasnym pojęciem Boga. Wtedy to przedmiot człowieczej refleksji może sensownie istnieć i rozwijać się. Ze dociekania niewerzących i wierzących są w tym samym miejscu drogi – o tym chyba każdy wie, gdyż Boga w żaden sposób nie można odnieść do empirycznej rzeczywistości.
▪
Wątpliwości, które ma człowiek, są elementem jego istnienia.
Doświadczam także i ja takowych,
czasami w sposób szczegónie mocny.
Jednakże coraz częściej, z wiekiem,
gdy pragnę się z nimi rozprawić,
dochodzi do mnie głębokie i bardzo osobiste przekonanie:
~ albo Bóg – albo nihilizm poznawczy, nie ma nic pośredniego ~.
▪
Najbardziej obawiam się bezmyślności, wzruszenia ramionami przy podejmowaniu wielkich pytań filozofii, unikania refleksji, która dotyczy podstawowych pytań związanych z naszą egzystencją. Wszechświat powstał wskutek działania praw fizyki, a stworzył je Bóg (w to wierzę!). Nie można zatem udowodnić, ze Boga nie ma. Żadnemu naukowcowi się to nie udało i nie uda się nigdy. I na tym właśnie polega problem.
W poszukiwaniu prawdy więcej łączy, niż dzieli naukowców. A dokładniej: łączy ich przekonanie, ze istnieje jakiś ostateczny czynnik, który – jeśli go odkryjemy – pozwoli nam zrozumieć wszystko. Da nam, mówiąc bardziej naukowo, ogólną teorię wszystkiego. Czynnikiem tym mógłby być Bóg („bo skąd się wzięły te wszystkie »prawa«?”). Rzecz w tym, ze Boga nie można traktować jako „naturalny obiekt”, dostępny aparaturze poznawczej, jaką dysponują nauki przyrodnicze. (Obiekt, którego istnienie bądź nieistnienie można stwierdzić w drodze eksperymentu, a więc obiekt z porządku dostępnego ludzkiemu poznaniu, naukowej refleksji).
Wybitny szkocki filozof David Hume w opublikowanych w 1779 roku „Dialogach o religii naturalnej” wskazywał, ze tak zwana hipoteza Boga nie jest w sensie ścisłym żadną hipotezą. Niczego bowiem nie wyjaśnia, ale tylko mnoży kolejne pytania (jak w ogóle rozumieć to pojęcie? jak wyjaśnić istnienie Boga? itp.). Wniosek Hume’a jest taki, ze nawet gdybyśmy założyli istnienie jakiegoś stwórcy, nie bylibyśmy w stanie nic o nim powiedzieć, w żaden sposób go poznać, nie wnosiłoby to zatem nic do zasobu naszej wiedzy. Popełnilibyśmy zatem klasyczny błąd rozumowania noszący nazwę "ignotum per ignotum", czyli 'nieznane przez nieznane' – czyniąc „Boga”, o którym nic nie wiadomo, przyczyną tego, o czym również nic nie wiadomo, czyli domniemanego „początku” wszystkiego.
▪
Mówię więc co najwyżej
o swoich religijnych albo filozoficznych przemyśleniach.
Nie tylko teoria ewolucji i kosmologia nie kłócą się z wiarą,
lecz także psychologia czy nauki kognitywne
nie są w sprzeczności z pojęciem Boga.
Istnieje zgodność pomiędzy teorią ewolucji,
wizją ewolucji kosmosu a nauczaniem chrześcijańskim.
Nie z lenistwa, ale z poczucia własnej ograniczoności wyznaję,
że coraz bliższa mi jest kontemplacja rzeczywistości,
niż jej analiza, która i tak tonie w morzu entropii.
Żaden mistyk nie próbował „udowodnić” istnienia Boga;
byłoby to dlań tyle, co dowodzić, ze miód jest słodki, albo woda mokra.
▪
Religia ze swoją koncepcją nadnaturalnej istoty ingerującej w proces powstania wszechświata jest mimo wszystko jakoś pomocna w odpowiedzi na pytanie „skąd się to wszystko wzięło”? Nawet jeśli uzyskamy odpowiedzi na wszystkie pytania nauki, problem „Boga nie ma”, bądź „Bóg jest” pozostanie nierozwiązany. Słaba to więc tak czy inaczej pociecha, ze Stephen Hawking już wie, iż wszechświat stworzył się sam.
[ 15. o4. 2o11 ]
_ __ ___ ____ _____ ______ ________ … Znoszący za nas cierpienia … …
|